web analytics

Wyniki wyszukiwania dla:

„Miejsce pod słońcem” …o ks. Zdzisławie Wederze

W 2022 roku na Białorusi była wydana książka pani Galiny Antonowej o wybitnych ludziach miasta Smorgonie. Jednym z nich jest ks. Zdzisław Weder, salezjanin.


„Od autora

W naszej codzienności pędzącej w pośpiechu, gdzie nierzadko króluje cynizm, nienawiść, chciwość, tak często brakuje słońca… A jakie to szczęście – gdy nagle na swojej drodze spotyka się ludzi promieniujących ciepłem, szczerością i miłością. Oni znaleźli swoje miejsce pod słońcem, gdzie wypełniają się życzliwością, wiedzą i mądrością, a następnie szczerze dzielą się tym, co zgromadzili. To złoci ludzie obdarzeni światłem słonecznym.

Każdy człowiek ma swoje miejsce pod słońcem. Niektórzy – próbują określić punkt, na który niebiańskie światło kieruje swoje promienie, inni – prawie nie otrzymują światła. I są tacy, którym słońce nie oszczędza swojej energii – głębocy, uduchowieni, utalentowani, charyzmatyczni ludzie. To o nich jest ta książka.

Jego powołanie

Zwykłemu człowiekowi trudno jest zrozumieć osobę, która wyrzekła się dóbr ziemskich, aby służyć Bogu. Niektórzy nazywają takie oddanie poświęceniem. Sam ks. Weder nie widzi w swoim życiu bohaterstwa ani poświęcenia. To, co robi, sprawia mu przyjemność, bo szczerze kocha Boga i ludzi.

Dla licznych wierzących w Smorgoni kapłan stał się ojcem duchownym. Pomógł wielu ludziom spojrzeć na siebie w nowy sposób, zmienić swoje życiowe wytyczne. Przekonał wielu, że tylko z Bogiem i czystym sumieniem można być naprawdę szczęśliwym.

Chwile dzieciństwa

Przyszły ksiądz urodził się w polskiej wsi niedaleko Łodzi. Nazwisko Weder mówi o jego niepolskim pochodzeniu. Okazuje się, że babcia kapłana jest Polką, a dziadek Austriakiem, który w młodym wieku wyemigrował do Polski z Austrii. Chłopiec wychował się w pobożnej rodzinie. Rodzice wychowali 11 dzieci, troje z nich zmarło w młodym wieku podczas II wojny światowej, z głodu i z powodu chorób. Ojciec Weder boleśnie wspomina okropności wojny: »Nasz dom był pierwszy z lasu. W dzień przychodzili Niemcy, a w nocy – partyzanci. Ktoś powiedział Niemcom, że mój ojciec ma kontakt z partyzantami. Niemcy przyszli na podwórko, zawołali nas na dwór, zmusili ojca do kopania sobie dołu w ogródku. Cała rodzina patrzyła na to.
Nagle moja trzyletnia siostra podeszła do taty i przytuliła się mocno do jego nogi, jakby zrozumiała, że odliczają się ostatnie minuty życia mojego taty. Nawet Niemcy nie mogli tego znieść. Jeden z nich zwrócił się do naczelnika z prośbą o zmianę wyroku: wysłanie go do więzienia. Solgowie z wioski przyłączyli się do próśb. Mój ojciec był za kratami przez osiem miesięcy«. Po wojnie rodzina przeniosła się do Łodzi.

Usłyszeć głos Boga

Mówią, że sam Bóg daje powołanie temu, kogo chce widzieć jako kapłana. Zdzisław usłyszał Boga wcześnie, w wieku 12 lat. »Pewnego dnia podczas Mszy Świętej poczułem silne pragnienie, by zostać księdzem« – wspomina Zdzisław Weder. »Po powrocie do domu od razu powiedziałem o tym mamie. A młodsza siostra żartowała: „Szybciej urosną włosy na dłoni, niż ty zostaniesz księdzem”. Ona nie potraktowała moich słów poważnie. A ja od tamtej pory nigdy nie wątpiłem w swoje powołanie.
Zacząłem dużo się modlić. Codziennie przed lekcjami, nie jedząc, śpieszyłem się na Mszę Świętą, aby przyjąć Komunię. Po szkole znowu biegłem do kościoła, a po powrocie do domu zamykałem się w osobnym pokoju i z zapałem czytałem literaturę religijną. Czytanie książek o świętych było najlepszym odpoczynkiem. Takie życie było dla mnie radością. Żyłem marzeniem o byciu księdzem«.

Minęły dwa lata. Chłopiec skończył siódmą klasę i napisał podanie do Lądowskiego Niższego Seminarium Duchownego. Rodzinie przyznał się dopiero wtedy, gdy dowiedział się o swoim zaliczeniu. Młody człowiek miał dwa lata, aby jeszcze bardziej utwierdzić się w swojej decyzji o kapłaństwie. Po ukończeniu niższego seminarium młody człowiek wstąpił do Towarzystwa Salezjańskiego, a rok później został zapisany do Wyższego Seminarium Duchownego w Lądzie. Przez pierwsze dwa lata studiował filozofię, po czym odbywał praktyki w trzech parafiach. Był organistą, prowadził katechezy dla dzieci w szkołach.

Droga kapłaństwa

Po praktykach Weder wrócił do seminarium. Poświęcił cztery lata na studia teologiczne. W czerwcu 1962 przyjął święcenia kapłańskie. Służył rok w parafii – i znowu studiował. Przez dwa lata studiował nauki ścisłe na Wydziale Teologicznym KUL. W swoim dorobku ma następujące stanowiska: profesor seminarium duchownego w Lądzie, dyrektor oddziału filozofii w seminarium duchownym w Kutnie, inspektor Towarzystwa Salezjańskiego w Warszawie. Był proboszczem parafii w Pile.

W połowie lat 80. ubiegłego stulecia kapłan kierował pracą salezjanów prowincji warszawskiej i zaczął posyłać księży do posługi duchowej w ZSRR. To z jego polecenia przybył do Smorgoni ks. Henryk Kulaszewicz.

W 1990 roku ks. Weder otrzymał propozycję wyjazdu do BSSR. Pracował w parafiach w Żupranach i Lidzie. W 1992 wyjechał do Moskwy, gdzie został wybrany na odpowiedzialnego za pracę salezjanów na terenach byłego ZSRR.

W roboczych wyjazdach odwiedził 34 kraje świata, w tym kontynent afrykański. Posługuje się językiem polskim, włoskim, rosyjskim, łaciną, rozumie francuski i białoruski.

Fot. Salezjanie

Próby i znaki

Gdy ksiądz Weder miał 32 lata, ciężko zachorował. Przeszedł dwie operacje płuc. »Właściwie już pogodziłem się ze swoim odejściem« – wspomina mój rozmówca. »Ale stał się cud, można powiedzieć. Poszedłem na poprawkę«.

Kapłan przyznał się, że mógł trzykrotnie ucierpieć w wypadkach drogowych. Pierwszy przypadek dotyczył samolotu, którym planował lecieć do Nowego Jorku, ale nie było biletów na ten sobotni lot, dlatego musiał wylecieć za ocean dzień wcześniej. A w sobotę zginęli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie samolotu. Za drugim razem miał wypadek samochodowy w Gruzji: samochód, którym jechał ksiądz, zawisł nad przepaścią. Za trzecim razem samolot, którym leciał ks. Weder, nie mógł wylądować, bo nie zwolniono podwozia. Samolot szedł w dół i potem w górę, dopiero za trzecim razem udało mu się wylądować.

W tym, że ominęły go tragedie, Zdzisław Weder widzi znak Bożej opieki. Pozostał przy życiu, aby dalej wypełniać swoją kapłańską misję. Smorgonie – osobna strona życia

W sierpniu 2002 r. ks. Zdzisław został proboszczem kościoła św. Michała Archanioła. W 2015 roku biskup Aleksander Kaszkiewicz poprosił go, aby został ojcem duchownym w Grodzieńskim Seminarium Duchownym. Pamiętam, jak wierni płakali, kiedy żegnali się z księdzem. I jak się cieszyli, gdy w 2017 roku ponownie wrócił do Smorgoni.

Ksiądz Zdzisław zrobił wiele dobrego dla smorgońskiej parafii. Dał się poznać jako wspaniały kapłan, utalentowany mówca i subtelny psycholog. A także – jako doskonały gospodarz. To pod jego kierownictwem niczym ptak Feniks został odrestaurowany dawny budynek Domu Kultury, w którym zaczął działać katolicki ośrodek młodzieżowy. Tak naprawdę to wizytówka naszego miasta, ulubionego miejsca dzieci i młodzieży. Ksiądz Zdzisław wiele czasu poświęcał wychowaniu młodego pokolenia. Być może pomogło mu to nie stracić młodości.

Dla młodych kapłanów jest wzorem do naśladowania, wiernym towarzyszem i doradcą. »Nasza perła, nasza historia, nasz ojciec i nauczyciel. Ma wiele cnót. Kochają go zarówno księża, jak i wierni« – mówi młody ksiądz Artur Liashneuski.

Parę niuansów do proboszczowego portretu parafian: »Ksiądz Zdzisław to życzliwy, kulturalny, pogodny człowiek, bardzo taktowny, uważny, sympatyczny rozmówca. Charyzmatyczny człowiek!«.

Zgodzicie się, tylko do godnej osoby mogą być skierowane te proste i szczere wyznania. Być może kogoś zdziwi tak głęboki ludzki szacunek. Jednak ten, do którego skierowane są te komplementy, traktuje je spokojnie: jest przyzwyczajony do życia z otwartą duszą, szczerze kochając ludzi, czyniąc dobro i nie oczekując za to nagrody”.


Podziel się tym wpisem: