
Serce Przemyśla
Gotowość – chyba tylko tym słowem można określić postawę, jaką codziennie przyjmują salezjanie z Przemyśla. Do ich domu przyjeżdżają ludzie z całego świata, pragnący nieść pomoc poszkodowanym w wyniku wojny.
Christoph na co dzień jest nauczycielem, do Przemyśla przybył wraz z innymi nauczycielami z Niemiec. Przywieźli ze sobą leki, odzież, jedzenie i bandaże. Jak sam podkreśla: „Nasza pomoc jest kwestią człowieczeństwa, wypływa z naszego serca. Widzimy zdjęcia tych uchodźców i my w Niemczech możemy jedynie modlić się za nich i im pomagać”.
Serce na dłoni mają także wolontariusze z salezjańskiej szkoły w Przemyślu, są tutaj całą dobę. Młodzież jest gotowa nieść pomoc swoim braciom z Ukrainy. Jak podkreśla ks. Zenon Latawiec SDB, dyrektor Zespołu Szkół Salezjańskich w Przemyślu: „Kiedy przyjedzie jakiś samochód do rozładunku, wystarczy tylko jeden telefon, a młodzież zaraz się zjawia i pomaga”.
Diakon Dawid Wilkos SDB, dyrektor Oratorium św. Jana Bosko w Przemyślu zauważa, że „na młodzież zawsze można liczyć. Raz mieliśmy rozładowanie artykułów z tira o 1:00 w nocy, z pomocą do pracy przyszło wówczas 15 osób”.

Wojna na Ukrainie dotknęła całą Rodzinę Salezjańską. Siostra Anna Zainchkovska FMA dzień przed wojną odwiedziła swoją mamę na Ukrainie, zaraz jednak wraz z mamą musiały wyjechać do Polski. Siostra Anna wspomina: „Kiedy przyjechałam do Przemyśla, to myślałam, że wrócę stąd na Ukrainę. Zobaczyłam jednak ogromne morze potrzeb pomocy w Przemyślu, postanowiłam pozostać i pomagać”.
Każdy człowiek uciekający przed wojną z Ukrainy, przekraczający granicę, ma swoją historię, traumę tamtejszych wydarzeń, jest pełen lęku i strachu. Jak podkreślają dwie uczennice Zespołu Szkół Salezjańskich w Przemyślu, Zuzanna i Bernadetta: „Strach i lęk najbardziej towarzyszy dzieciom, które nawet nie zdają sobie sprawy, co się dzieje”.

„Pierwsze dni traktują jak wycieczkę z mamą, bo dziecko jeszcze nie odczuwa tego strachu, ale po trzech, czterech dniach ono się pyta, gdzie jest tata” – wskazuje dr hab. Stanisław Stępień z Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego.
To nie jest wycieczka, nie są to ćwiczenia, ta pomoc jest potrzebna tu i teraz, dlatego salezjanie pomagają tak, jak mogą. Jak wskazuje ks. Zenon: „Służymy uchodźcom tym, co mamy, dajemy im miejsca noclegowe, pożywienie, odzież, lekarstwa – wszystko to, co mamy w dyspozycji”.
Wydawać by się mogło, że przemyskie Oratorium wypełnione jest tylko produktami, a wypełniło się sercem ludzi dobrej woli.
Tekst powstał na podstawie relacji Dominika Saka.