web analytics

Wyniki wyszukiwania dla:

Sny Księdza Bosko: sen o dziesięciu wzgórzach


Wyboista i męcząca droga, wiele zaangażowania, wiele gorliwości, wiele trudności, ale także niebiańska muzyka i wspaniałe wizje: wszystko to jest w trzecim prezentowanym tutaj śnie Księdza Bosko, co czynimy w kontekście zbliżającej się uroczystości św. Jana Bosko i 200. rocznicy Snu z 9. roku życia. 

Dzisiaj przybliżamy sen znany jako “sen o dziesięciu wzgórzach” lub “sen o dziesiątym wzgórzu” („Memorie Biografiche” VII, 796-800). W tym opowiadaniu Ksiądz Bosko oferuje swoim chłopcom kilka ważnych nauk, które dotyczą znacznia stanu niewinności i podążania za naukami życia chrześcijańskiego; wartości stałości i wierności obranej drodze, a także fundamentalnego wymiar troski o siebie nawzajem na wspólnie przemierzanej drodze życia.

“Wieczorem 22 października 1864 roku ksiądz Bosko opowiedział chłopcom z Oratorium sen, w którym zostało mu objawione, jak łatwo niewinni pokonują przeszkody, które dla innych stanowią dość ciężką drogę do zbawienia.

Wydało mu się, że jest w rozległej dolinie, pełnej tysięcy młodych ludzi; wielu rozpoznał jako uczniów swojego Oratorium. Wysoka skała zamykała z jednej strony dolinę.
Czy widzisz tę skałę? – zapytała go Przewodniczka – Ty i twoi chłopcy musicie zdobyć jej szczyt.

Na znak księdza Bosko wszyscy chłopcy rzucili się, aby wspiąć się na skałę. Pomagali im kapłani z domu: jedni podnosili tych, którzy upadali, inni nieśli na plecach słabych i wycieńczonych. Ksiądz Rua (przyszły błogosławiony) pracował więcej od pozostałych: brał chłopców po dwóch i wręcz wrzucał ich na skałę; ci szybko się podnosili i wesoło biegali. Ksiądz Cagliero (przyszły kardynał) i ksiądz Francesia biegali nieustannie, wołając:
Odwagi! Naprzód, naprzód, odwagi!

W krótkim czasie ich oddziały dotarły do szczytu skały i ujrzały dziesięć wzgórz, wznoszących się przed nimi jedno za drugim.

Musisz – powiedziała Przewodniczka do księdza Bosko -przejść ze swoimi podopiecznymi przez te dziesięć wzgórz.

Ale jak zniosą tak długą drogę najmniejsi i najsłabsi?
Ci, którzy nie mogą chodzić, zostaną zawiezieni – odpowiedziała Przewodniczka.

I oto pojawił się wspaniały wóz, błyszczący od złota i drogocennych kamieni. Był trójkątny, a koła jego obracały się we wszystkie strony. Z trzech rogów wystawały trzy belki zbiegające się nad wozem, tworząc coś w rodzaju strzelistego wierzchołka, nad którym wznosił się cudowny sztandar z napisem: NIEWINNOŚĆ.

Wóz wjechał w sam środek chłopców. Wydano polecenie i wsiadło do niego pięciuset. Tutaj ksiądz Bosko ze smutkiem dodał komentarz: „Zaledwie pięciuset spośród tylu tysięcy młodych ludzi było niewinnych”.

Gdy ci usadowili się na wozie, ukazało się nagle sześciu na biało ubranych młodzieńców, którzy zmarli w Oratorium, niosących inny przepiękny sztandar z napisem: POKUTA. Stanęli oni na czele zastępów młodzieży i na dany znak ruszyli ku dziesięciu wzgórzom, podczas gdy chłopcy siedzący na wozie śpiewali z niewymowną słodyczą: Laudate, pueri, Dominum (Chwalcie, dzieci, Pana).
Ksiądz Bosko mówił dalej: „Szedłem upojony tą rajską muzyką, kiedy przypomniałem sobie, żeby się odwrócić, aby sprawdzić, czy wszyscy chłopcy poszli za mną. Co za bolesny widok! Wielu pozostało w dolinie, a wielu odeszło. Szarpany niewypowiedzianym bólem postanowiłem wrócić, aby przekonać tych nierozumnych do pójścia za mną.

Jednak absolutnie zakazano mi tego.
– Tym gorzej dla nich – powiedział Przewodniczka. – Zostali powołani jak wszyscy pozostali. Widzieli drogę, wystarczy.
Prosiłem i zaklinałem: wszystko na nic. I musiałem iść dalej.

Jeszcze ten ból nie minął, kiedy zdarzył się inny wypadek. Wielu chłopców, którzy siedzieli na wozie, spadło na ziemię. Z pięciuset zostało pod sztandarem Niewinności zaledwie stu pięćdziesięciu.

Serce miałem rozdarte; jęczałem i słyszałem mój jęk odbijający się echem po pokoju; chciałem odpędzić koszmar tego widma, ale nie mogłem. Tymczasem muzyka na wozie brzmiała nadal i była tak słodka, że powoli ukoiła mój palący ból.

Przejechaliśmy już siedem wzgórz, a kiedy nasze zastępy dotarły do ósmego, weszły na cudowną ziemię, gdzie zatrzymały się, aby odpocząć. Były tam domy urodą i bogactwem wykraczające poza wszelkie wyobrażenie, rosły drzewa owocowe, na których były razem kwiaty i owoce, dojrzałe i cierpkie: to było jak czar. Chłopcy cieszyli się, podziwiając owoce i rozkoszując się nimi.

Jednak tutaj spotkała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Nagle młodzi stali się starzy: bezzębni, posiwiali, z twarzami pooranymi zmarszczkami, kulejący i zgarbieni – chodzili ciężko, wspierając się na kijach. Dziwiła mnie ta przemiana, ale Przewodniczka zwróciła mi uwagę, że każde wzgórze to dziesięć lat życia.

– To dzięki tej boskiej muzyce – powiedziała – droga wydawała ci się krótka i czas ci się nie dłużył. Spójrz na siebie, a przekonasz się, że mówię prawdę.

I dano mi lustro; przejrzałem się i zobaczyłem, że wyglądam jak człowiek w podeszłym wieku: mam pomarszczoną twarz, rzadkie i popsute zęby.
Tymczasem towarzystwo wyruszyło w dalszą drogę.

Daleko, daleko, w oddali, na dziesiątym wzgórzu widniało światło, które stawało się coraz większe, jakby wydobywało się z jakiejś wspaniałej szczeliny (bram raju?). Chłopcy na wozie znowu podjęli swoją słodką pieśń, tak powabną, że jedynie w raju można usłyszeć podobną. Moje wzruszenie i radość były tak wielkie, że moja dusza zatopiła się w muzyce i obudziłem się w swoim pokoju”.

Ksiądz Bosko zakończył mówiąc, że jest gotów w tajemnicy powiedzieć niektórym chłopcom, co robili w jego śnie: czy byli tymi, którzy pozostali w dolinie, czy tymi, którzy siedzieli na wozie.

Ksiądz Bosko często w ten sposób interpretował sen: dolina to świat; skała to przeszkody utrudniające oderwanie się od niego; dziesięć wzgórz to dziesięć przykazań Bożych; wóz to łaska Boża; zastępy maszerujących młodych to ludzie, którzy stracili niewinność, ale żałowali swych błędów.

Źródło: ANS