web analytics

Wyniki wyszukiwania dla:

” Czy warto…” błogosławiony Tytus Zeman

Tytus urodził się w roku 1915 w miejscowości Vajnory niedaleko Bratysławy jako pierwsze dziecko Jana i Agnieszki. W dzieciństwie bardzo często chorował. Kiedy miał dziesięć lat, doświadczył łaski uzdrowienia. Okoliczności, które temu towarzyszyły, zdecydowały o późniejszych jego wyborach.

Jest rok 1925. Jesienią wyrusza pielgrzymka parafialna z Vajnor do pobliskiego narodowego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Šaštyníe. Ludzie niosą sztandary, krzyż. Także Tytus chciałby pójść, ale zdrowie mu nie pozwala, zostaje więc w domu razem ze swoim ojcem. Kiedy pielgrzymi wracają, Tytus prosi, aby ojciec wyniósł go przed dom. Chłopiec dostrzega pątników oraz niesione przez nich chorągwie i prosi o wniesienie ponownie do środka. Ojciec jest trochę zdziwiony, ponieważ dziecko tak bardzo czekało na powrót pielgrzymów. Od tego czasu słabowity do tej pory Tytus nie cierpi na żadną chorobę. W dziesięciolatku budzi się jednocześnie pragnienie, które szybko zamienia się w decyzję poświecenia swojego życia Maryi, bo to Jej właśnie chłopiec przypisał łaskę zdrowia. A ponieważ w sanktuarium w Šaštyníe od roku posługują salezjanie, Tytus postanawia zostać jednym z nich. To pragnienie ogłasza rodzicom, którzy na wszelkie sposoby próbują wyjaśnić dziecku, że jeszcze za wcześnie na taki krok, że są biedni, więc nie mają pieniędzy na szkołę.

Mijają dwa lata, a Tytus nie ustępuje. Co więcej, używa bardzo mocnego argumentu. Prosi rodziców, aby na jego kształcenie przekazali te pieniądze, które wydaliby na pogrzeb, gdyby on umarł. W końcu – mimo obiekcji co do jego wieku wyrażonych przez dyrektora zakładu salezjańskiego – Tytus zostaje przyjęty do wymarzonej szkoły. Kończy ją, w 1931 r. zostaje przyjęty do nowicjatu, a po kilku latach studiów w kraju przełożeni wysyłają go na teologię do Włoch. Tam w roku 1940 przyjmuje święcenia kapłańskie, a następnie wraca na Słowację. Dwa lata później zostaje skierowany na studia specjalistyczne z chemii i matematyki, aby w przyszłości być nauczycielem w salezjańskich szkołach.

Sytuacja polityczna zmienia się diametralnie. Podczas drugiej wojny światowej Słowacja formalnie była wolnym krajem, choć faktycznie podporządkowanym całkowicie Trzeciej Rzeszy. Po wojnie Czechosłowację opanowuje reżim komunistyczny, który w sposób otwarty podejmuje przemyślane i systematyczne działania przeciw Kościołowi. Na pierwszy ogień idą instytucje wychowawcze prowadzone przez zgromadzenia, szczególnie przez jezuitów i salezjanów. W roku 1946 rząd wprowadza do nich swoich kierowników, nadal pozwalając, aby nauczycielami byli zakonnicy. Ks. Zeman w tym czasie uczy w kolegium salezjańskim w Trnavie, ale także posługuje siostrom zakonnym oraz pomaga księżom diecezjalnym. Komunistyczny kierownik szkoły nakazuje zdjęcie krzyży w salach lekcyjnych. Ks. Zeman usunięte krzyże od razu zastępuje nowymi, a jego nazwisko po tym wydarzeniu staje się znane na Słowacji. Za obronę krzyży zostaje zwolniony ze szkoły. Od tej pory pomaga w parafii diecezjalnej.

Przychodzi wiosna roku 1950. Komuniści w jedną z kwietniowych nocy zamykają wszystkie męskie klasztory, a zakonników umieszczają w przygotowanych dla nich obozach. Oddzielają jednocześnie młodych zakonników w formacji początkowej od przełożonych. Klerycy zostają poddani bezwzględnemu oddziaływaniu propagandowemu. Tej nocy ks. Zeman przebywa na plebanii jednej z parafii diecezjalnych. Salezjanie natychmiast dokonują analizy zaistniałych zdarzeń i w wyniku przeprowadzonej refleksji podejmują decyzję o ratowaniu powołań. Na Słowacji w 14 domach jest wtedy prawie 300 salezjanów, w tym 84 księży, 53 koadiutorów i 126 kleryków oraz nowicjuszy. Jedyną drogą ocalenia powołań jest wysłanie ich za granicę w sposób, oczywiście, nielegalny. Tam będą mogli się przygotować do święceń, a kiedy przyjdą lepsze czasy, wrócą na Słowację. Za przerzut do Austrii zostają odpowiedzialnymi: ks. Tytus Zeman oraz ks. Ernest Macák. W samym przekroczeniu rzeki Morawy będzie im pomagał między innymi Józef Macek.

Pierwszy przerzut, w którym bierze udział osiem osób (sześciu młodych salezjanów, ksiądz diecezjalny i osoba świecka), ma miejsce w sierpniu 1950 roku. Wszystko przebiega płynnie. Granice nie są jeszcze bardzo uszczelnione. Ks. Tytus towarzyszy młodym salezjanom aż do samego Turynu. Wówczas spotyka się z przełożonym generalnym ks. Piotrem Ricaldone. Informuje o sytuacji Kościoła i zgromadzenia w Czechosłowacji. Następnie wraca do kraju i organizuje drugą grupę do przerzutu (październik 1950). Również z tą grupą (siedemnaście osób, w większości salezjanie) dociera do kolebki Zgromadzenia Salezjańskiego.

Przełożeni zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie czeka ks. Zemana po powrocie, dlatego proponują mu pozostanie we Włoszech lub wyjazd na misje. On jednak postanawia wrócić. Przeprawa zimą przez lodowatą rzekę nie jest jednak prosta, dlatego przez dłuższy czas zatrzymuje się w salezjańskiej wspólnocie w austriackim Linzu. W tym czasie musi się zmierzyć tak z lękiem i niepewnościami, jak z nieprzychylnymi postawami niektórych salezjanów, którzy przypisują ks. Zemanowi pragnienie stania się sławnym, bohaterem. Padają także głosy, że działa na własną rękę, czyli bez zgody przełożonych. Koniec stycznia 1951 r. jest dla ks. Tytusa czasem szczególnych doświadczeń duchowych, które opisuje w listach do swojego przyjaciela.

Punktem zwrotnym jest Msza św., którą sprawuje 26 stycznia, a w sposób szczególny słowo Boże, którego podczas niej wysłuchuje, z trzeciego rozdziału Pierwszego Listu św. Jana Apostoła. Teraz nie ma już wątpliwości, że niezależnie od konsekwencji, musi oddać życie za braci. Tak pisze w liście do Michała Lošonský-Želiara z Linzu: „Dzisiaj w czasie Mszy świętej miałem dwa bardzo mocne natchnienia; gdybym je miał wcześniej, nie napisałbym poprzedniego listu o moim lęku. Pierwsze [natchnienie] przyszło podczas pierwszego czytania: et nos debumus pro fratribus animas ponere („My także winniśmy oddać życie za braci” – 1 J 3,16), oto nasz obowiązek, aby być gotowi do poświęcenia naszego życia za braci, to właśnie dlatego nie można się bać. W tym samym czytaniu jest napisane: Nos scimus quoniam transivimus de morte in vitam („My wiemy, ze przeszliśmy ze śmierci do życia” – 1 J 3,14) – w ten sposób przechodzimy od śmierci do życia, ponieważ miłujemy naszych braci”.

Pod koniec marca udaje się przeprawić na Słowację. Nie ma wiele czasu na przygotowanie kolejnego przerzutu. Wszystko odbywa się szybciej niż zwykle, bo Tytus jest śledzony. Przeprawa zostaje wyznaczona na dzień 9 kwietnia. Trzecia grupa składa się z większej ilości duchownych niż poprzednie (22 osoby). Są w niej nie tylko salezjanie, ale także księża diecezjalni w różnym wieku. Od początku jest wiele kłopotów. Operacja przebiega wolniej niż zwykle, dlatego Tytus rezygnuje z bardzo ważnego elementu, który wcześniej miał miejsce. Warto o tym wspomnieć, ponieważ to wiele mówi o ks. Zemanie jako wychowawcy i salezjaninie.

Ks. Zeman zawsze był nauczycielem wymagającym i starał się, aby uczniowie sami dochodzili do rozwiązań, nigdy ich w tym nie wyręczał. Tuż przed przeprawą przez Morawę zostawiał więc pół godziny na ponowne przemyślenie decyzji. Przypominał, że przeprawa jest niebezpieczna i może grozić śmiercią. Z drugiej strony, jeśli zakończy się sukcesem, być może nigdy nie będzie okazji powrócić na Słowację. Młodzi salezjanie mieli więc jeszcze te pół godziny – w pojedynkę i w pełnej wolności – na ostateczne podjęcie decyzji. Przed trzecią przeprawą na to czasu nie było. Straż graniczna i służby deptały im po piętach. W końcu nie było innej możliwości, należało w ostatniej chwili, już w pobliżu rzeki, przeprawę odwołać. Niedługo potem większość aresztowano, a ks. Tytus Zeman uznany został za przywódcę grupy, szpiega amerykańskiego i watykańskiego, czyli zdrajcę. Groziła mu kara śmierci.

Od kwietnia rozpoczął się czas nieludzkich przesłuchań, tortur, psychicznego i fizycznego niszczenia ks. Tytusa. Stójki w wodzie, izolacja od innych, bicie, umieszczenie w sąsiedztwie sali straceń – to jedne z wielu form bestialskiego oddziaływania. W końcu salezjanin złożył podpis na dokumencie, który był przyznaniem się do winy. Dzięki temu władze mogły postawić go przed sądem. Później ks. Zeman bardzo tego żałował i duchowo cierpiał z tego powodu. Od tej pory jedynym dokumentem, który podpisze, będzie – ale dopiero za czternaście lat – lista płac. Będzie przecież musiał za coś żyć.

Ostatecznie ks. Zeman zostaje skazany na 25 lat bezwzględnego wiezienia, pozbawienie praw obywatelskich oraz konfiskatę mienia. Rozpoczyna się długa droga po kolejnych wiezieniach. Pracuje między innymi w kopalni uranu oraz hucie szkła. Wszędzie w warunkach katastrofalnych: bez ochrony, zabezpieczeń, z marnymi racjami żywnościowymi, bez opieki lekarskiej, poddawany ponadto wyniszczającym zdrowie terapiom farmakologicznym. Jednocześnie, razem z innymi uwięzionymi biskupami, kapłanami i zakonnikami, w sposób ukryty sprawuje sakramenty. Przychodzą kolejne amnestie, ale żadna z nich jego nie obejmuje, ponieważ komuniści określają go jako „element do eliminacji ze społeczeństwa”.

Wreszcie w roku 1964 ksiądz Tytus zostaje warunkowo zwolniony z wiezienia. Co to oznacza? Oznacza, że zostaje poddany próbie. Przy wyjściu z więzienia zobowiązuje się, że wszystko, co przeżył, co zobaczył, co usłyszał, potraktuje jako tajemnicę państwową. Za jej wyjawienie grozi powrót do więzienia i odbycie reszty kary. Próba ma trwać siedem lat. Z jednej strony ten akt reżimu był łaską, ale z drugiej formą ciągłej przemocy psychicznej. Ks. Zeman stale był śledzony, inwigilowany, musiał się meldować na milicji. Jednocześnie ze zrozumiałych względów tak bardzo nie chciał wrócić do więzienia. Możemy sobie wyobrazić życie ze świadomością, że przeciwnik w każdej chwili może znaleźć powód, aby ponownie uwięzić.

Ks. Tytus podejmuje pracę, ponieważ formalnie nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych, chociaż faktycznie jest wrakiem człowieka. Nie może się przecież narazić na zakwalifikowanie go jako pasożyta komunistycznego systemu. Zamieszkuje u swojego brata. W tajemnicy sprawuje Eucharystię, spowiada, spotyka się z salezjanami. Komuniści z czasem pozwolą mu sprawować Eucharystię bez ludzi w kościele, a niedługo przed śmiercią. także z ludem. Umiera na początku stycznia 1969 r. na zawał serca. Władza, widząc, że jego życie dobiega końca, obejmuje go amnestią, z datą wsteczną. Nie chcą, aby umarł jako męczennik i wiezień.

Mowa pogrzebowa, wygłoszona przez ks Andreja Dermeka, inspektora salezjanów, odnosi się do całego życia ks. Tytusa, podkreśla jego ofiarę, a także jego wierność: Kościołowi, zgromadzeniu oraz Ojczyźnie: „Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę powiedzieć w tym miejscu i w tej chwili: to, czego się podjąłeś, nie było przygodą, nie było przejawem lekkomyślności czy pragnieniem sławy. To było z miłości do dusz. Nigdy nie zdradziłeś swojego narodu, nawet wtedy, kiedy byłeś sądzony i skazany. Nie lękaj się, drogi Tytusie. Twoje kapłaństwo dzisiaj się nie kończy, ale realizuje się w kapłaństwie tych, którym stworzyłeś możliwość, aby stali się kapłanami. Dziesiątki salezjanów księży dziękują ci za swoje kapłaństwo. Są rozproszeni po całym świecie. Drzewo musi rosnąć, aby kwitły pąki […] i tym drzewem byłeś ty, Tytusie”.
Przemówienie kończy się prośbą: „Niech na twoim pomniku nie będzie napisu „Odpoczywa w pokoju!”. Nie odpoczywaj. W imieniu Kościoła prosimy cię: „Nie odpoczywaj, pomagaj nam!”. Jesteś kapłanem – pomagaj duszom. Jesteś synem księdza Bosko – pomagaj młodym duszom i przygotuj miejsce dla nas i dla nich!”.

Ks. Zeman wszystkim swoim oprawcom przebaczył, zaś jego męczeństwo wydało konkretne owoce. Sędzia, który go skazał, przyznał się później do winy, nawrócił się i jako wierzący w ostatnich latach swojego życia chodził w Bratysławie od jednego do drugiego kościoła i błagał publicznie na kolanach o wybaczenie mu tego, co zrobił. Także dyrektor szkoły, który kazał zdjąć krzyże, umarł pojednany z Bogiem i Kościołem.

Błogosławiony Tytusie, my także Cię prosimy: „Nie odpoczywaj, pomagaj nam!”.

Autor: ks. Wojciech Kułak SDB


Podziel się tym wpisem: