web analytics

Wyniki wyszukiwania dla:

Dzień Matki w czasach wojny

Dzisiaj, 26 maja, w Polsce obchodzony jest Dzień Matki. Z tej okazji pewna kobieta z Ukrainy, matka dwóch dziewczynek, podzieliła się swoją historią, doświadczeniem i realiami wojny, z którymi musiała się zmierzyć.

Matka jest bardzo ważną postacią w życiu każdego człowieka, osobą która będzie wspierać i chronić swoje dzieci w każdym przypadku, nawet jeśli jest to brutalna wojna.

24 lutego 2022 roku moje własne życie, życie mojej rodziny i wielu Ukraińców zmieniło się diametralnie…

Do naszego kraju przyszła wielka straszna wojna…

Każdy z nas miał swoje plany na ten dzień, ale nie zaczął się on tak, jak planowano…

O 08.30 rano obudził mnie ojciec i powiedział straszne słowa: „Julio, zaczęła się wojna”. Nie uwierzyłam w to. Jak to? Nie, to jest niemożliwe. Na zewnątrz świeciło słońce, wszystko było w porządku. Te myśli przebiegały przez moją głowę. Ale nie. Zaczęła się wojna. Słyszałam przemówienie naszego prezydenta. Wprowadził stan wojenny w całej Ukrainie.

Pierwsze rakiety przeleciały koło Żytomierza. Ludzie słyszeli pierwsze wybuchy. W nocy Rosjanie ostrzeliwali terytorium naszego kraju.

Rodzinna rozmowa o tym, co dalej. Wyprawa do sklepu. Wtedy wydawało się, że najważniejsze jest to, żeby mieć jedzenie. Dyżury w nocy. Spaliśmy na zmianę. Niekończący się strumień wiadomości nie pozwalał mojemu mózgowi się uspokoić. Pomoc dla wojska. Gotowanie i przynoszenie kolejnych gorących posiłków, placków i kompotu dla naszych obrońców było tym, co mogliśmy zrobić w tym czasie.

Pierwsze alarmy przeciwlotnicze, syreny, które w końcu zaczęły szumieć w mojej głowie. I wydawało się, że ta syrena ciągle wyje. Nie wiedziałam, co robić. Spoczywa na mnie odpowiedzialność: dwie córki i rodzice w sędziwym wieku z wieloma chorobami.

Fot. Salezjanie

Zdajesz sobie sprawę, że jesteś u siebie, jesteś na swojej ziemi i nie powinieneś uciekać. Niech wróg ucieka i to ucieka bardzo szybko.

Najgorzej było w nocy, kiedy rozbrzmiewała syrena, a dzieci słodko spały. Nie mogłam spać… W takich momentach wyskakiwałam z łóżka i po kolei zabierałam śpiące córki do łazienki. Wtedy wanna zamieniała się w łóżko, w którym dzieci musiały się zwinąć, żeby się zmieścić, i spać. Wtedy wydawało się, że łazienka jest najbezpieczniejszym miejscem w mieszkaniu na 9. piętrze. I zimna piwnica, obok sąsiadów – staruszków i ich psów. Wszyscy oni stali się rodziną, bo razem się modlili, czekali na alarm i zastanawiali się, jak dalej żyć.

Było też strasznie, gdy przez okap słychać było straszliwy huk rosyjskich samolotów. I nie wiesz, jak ten hałas skończy się dla twojej rodziny…

Bomba lotnicza, nie jedna, jest bardzo blisko. Od fali wybuchu trzęsą się nie tylko okna, ale cały nasz wieżowiec się trzęsie.

Akademik leży w gruzach, szpital ma powybijane szyby, szkoła jest zniszczona, instytut uszkodzony…

Mnóstwo doradców, którzy wiedzą, co jest dla ciebie najlepsze, którzy radzą ci uciekać z domu. A twój mózg po prostu eksploduje. W środku jest duży opór, bo nie chcesz nigdzie iść. I co się wtedy dzieje?

8 marca o godzinie 22.00 zadzwonił telefon. Była to moja koleżanka, którą bardzo szanuję. Zdążyłam już spakować walizki (w których było wszystko co ważne) i usłyszałam jej głos w słuchawce: „Julio, jutro wyjeżdżasz z rodziną do Polski. Nie pytam, czy chcesz, ale mówię ci, że jedziesz”. Dzięki księżom salezjanom, którzy pracują w naszym liceum, wyjechałam do Polski z córkami i rodzicami 9 marca o godzinie 12.30…

10 marca – jesteśmy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Pierwsze zdanie polskich pograniczników: „Uspokójcie się. Jesteście bezpieczni”. Można odetchnąć. Ale to tylko zewnętrzny spokój, bo w naszych sercach toczy się wojna…

Kiedy opuszczasz swój dom, tęsknisz za drobiazgami, które są tylko twoje. Tęsknisz za ulubionymi zabawkami swoich dzieci, za ulubionymi domowymi sukienkami, wreszcie za własnym bałaganem, który czasem robią dzieci.

Strasznie tęsknisz za krewnymi, przyjaciółmi, kolegami i pracą. To bardzo przerażające, kiedy jesteś tysiąc kilometrów od domu, a twój mąż tam jest. A ja bałam się dzwonić, pisać wiadomości. Bałam się, co będzie, jeśli nie odbierze telefonu lub wiadomości. A to by oznaczało coś strasznego…

I w końcu przychodzi taki moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że lepiej być w domu, pod ostrzałem rakiet, ale w rodzinnym mieście, na rodzinnej ulicy, w swoim mieszkaniu.

Powrót jest przerażający, bo nie wiadomo, co czeka nas w domu. Moje serce bardzo boli i łzy płyną z powodu słów córki: „Mamo, dlaczego zabierasz nas z powrotem na wojnę?”.

Wojna jest bardzo straszna, bolesna i nie do zniesienia. Pamiętasz wszystko, przez co przeszedłeś. Ale ja nie chcę nic pamiętać, bo to wszystko sprawia, że boli mnie serce, a z oczu płyną łzy…


Podziel się tym wpisem: