Etiopia słynie z przepysznej kawy i indżery – tradycyjnych „naleśników” z mąki tef, które je się tu na śniadanie, obiad i kolację. Od siebie dodałabym, że słynie także z niezwykle pracowitych mieszkańców. Obserwując siostry, pracowników i zwykłych przechodniów, można odnieść wrażenie, że Etiopczycy nigdy nie odpoczywają.
W tygodniu uczymy języka angielskiego w ogromnej szkole liczącej ponad 2000 uczniów, a w weekendy działamy w oratorium. W klasach jest od 50 do 70 dzieci, ale mimo to nigdy nie widziałam tak zdyscyplinowanych uczniów. Siostry – Etiopki są wspaniałe i pełne ciepła, ale potrafią trzymać wszystkich „krótko”.
Dzieci w mundurkach wyglądają podobnie, ale łatwo zauważyć różnice w zamożności – błyszczące, starannie zaplecione warkoczyki mają te z bogatszych rodzin, a matowe, często poczochrane włoski należą do dzieci, których rodziców nie stać na podstawowe olejki do pielęgnacji. Obok uczniów z nowymi plecakami i książkami siedzą ci, którzy mają tylko zeszyt. Wiele dzieci naprawdę się stara i próbuje zrozumieć zajęcia, ale przez liczebność klasy i brak materiałów nauczanie nie jest tutaj proste.
Dzieci wołają nas na cztery sposoby – po imieniu, „teacher”, „sister” albo… „Lewandowski!”. Dzięki naszemu piłkarzowi wszyscy wiedzą, gdzie leży Polska.
W oratorium, które działa w weekendy, gromadzi się około setka dzieci – prawosławnych, protestantów, muzułmanów i katolików (ci ostatni stanowią mniejszość). Wiele z tych dzieci w ogóle nie chodzi do szkoły. Różnice między nimi są ogromne, ale radość i zabawa – wspólna dla wszystkich.
Tegoroczną Niedzielę Misyjną obchodzimy pod hasłem „Misjonarze nadziei”. Módlmy się więc i żyjmy nadzieją, że dzieła misyjne będą przynosiły obfite owoce – że praca misjonarzy, wolontariuszy, a przede wszystkim lokalnych osób, przyczyni się do poprawy życia wielu ludzi.
Niech każdy z nas – gdziekolwiek jest – stanie się częścią tej misji, niosąc innym dobro, wsparcie, uśmiech, światło i nadzieję.
Dorota – wolontariuszka Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie